" Eksperci " w czytaniu składu produktów.

By dermoblogg - 1/07/2017


Od pewnego czasu w naszym społeczeństwie pojawili się "eksperci" w czytaniu składu produktów. 
I nie zrozumcie mnie źle... Fajnie jest, że chcemy być świadomi co kupujemy i upewnić się o jego skuteczności, ale nie popadajmy w paranoję... 
Ostatnimi czasy, miałam bardzo często takich pacjentów "ekspertów" i powiem Wam, że po takim dniu wracałam do domu i padałam na twarz przemęczona. Postanowiłam, że muszę na ten temat napisać.

Ostatnio na pewnym blogu X, po recenzji pewnego produktu, wpadłam na komentarz pewnej "ekspertki" z tej dziedziny. I zobaczcie sami:
"Ma na początku składu silny detergent, w sumie to wychodzi z tego mydło, tylko że za 44 zł zamiast za 5 zł :P Koszmarny skład, na pewno nie jest obojętna dla skóry :( " 
"Ekspertka" zachęciła mnie do zajrzenia na jej bloga...Recenzowała żel z Vichy Purete Thermale, no i tak jak się spodziewałam... :
"Skład pomimo zapewnień producenta o hipoalergiczności nie jest zbyt delikatny dla skóry. Produkt zawiera m.in. COCO-BETAINE, która jest alergenem, a także chlorek sodu, czyli po prostu sól kuchenną, która może podrażnić skórę oraz oczy, podobnie Triethanolamine, która może przyczynić się do wysuszania skóry oraz fenoksyetanol, który może wywołać pokrzywkę na skórze. Jednak najgorszy jest tutaj chyba tetrasodium EDTA, który jest substancją drażniącą skórę i błony śluzowe. Z drugiej strony znajdziemy w składzie kwas laurynowy, który znajduje się w kokosie i pomaga w zwalczaniu wysypek, podrażnień, czy też goi miejsca po ugryzieniu owadów, a zawarty w żelu ekstrakt z nasion moringi, czyli drzewa długowieczności, ma silne działanie antyoksydacyjne i odżywcze."

Są to  substancje stabilizujące i poprawiające jakość pienienia się oraz poprawiające trwałość kosmetyków... Nie są alergenami, a tym bardziej nie wywołują pokrzywki, ani nie dosypują zwykłej soli kuchennej do żelu do mycia twarzy. Czytając "recenzję" sama ręka podnosiła się do facepalm. 


Większość osób które jednak nie posiadają wykształcenia chemicznego, to na podstawie przeczytanych informacji, nie zorientuje się, czy kosmetyk zadziała. Taki "ekspert" równie dobrze może przestudiować swoją historię choroby, i dobrać samodzielnie sobie leczenie...
A nawet jeśli jest człowiekiem wykształconym w tej dziedzinie, to też za mało. Bowiem na etykietach nie znajdziemy danych procentowych zawartości składników.  Na podstawie przeczytanych informacji mogą określić, jaką konsystencję będzie miał krem, i założyć (mniej więcej), jakie jest ryzyko podrażnień.

Dla większości  jest to czarna magia, ale wiele osób, dowiedziawszy się kiedyś, że składnik A jest szkodliwy, od tamtej pory wyszukuje go w kosmetykach i odrzuca każdy, który go zawiera... Nie jest to dobre.
Na opakowaniach składniki podaje się w kolejności od największego do najmniejszego stężenia, ale trzeba pamiętać, że niektórych składników aktywnych nie powinno być dużo. Przedostatnie miejsce jest dla takiego składnika właściwe, aby kosmetyk był skuteczny.
Ważne jest stężenie w kremie składnika, który jest na pierwszym miejscu w składzie. Bardzo możliwe, że jego zawartość wynosi 30%, a  alkohol, który jest przeważnie na drugim miejscu w składzie- mniej niż 2%.

Dlatego droga czytelniczko i drogi czytelniku ( jeżeli taki tu zaglądnie :) ) wyluzujmy z obsesyjnym czytaniem składów produktów. Wszystko jest po coś. A producenci naprawdę nie chcą nas podrażnić zwykłą solą  kuchenną.

Poza tym nie wierzcie we wszystko co czytacie na blogach. Różni "eksperci" często nie mają pojęcia o co chodzi w danej dziedzinie. Myślę, że często można się napotkać na takie recenzje jak udało się mi.

Pozdrawiam

M.





Literatura: "50 mitów o urodzie" Jana Zubcowa, Tijna Orasmae-Meder.









  • Share:

You Might Also Like

12 komentarze

  1. Bardzo przydatny i ciekawy artykuł! Czy na temat składników pojawią się w przyszłości wpisy? Mnie najbardziej interesuje temat PARABENÓW, które podobno są rakotwórcze i wielu producentów wycofało je ze składów swoich kosmetyków.

    Pozdrawiam!
    Anka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :)
    Tak myślę, że na temat parabenów też znajdzie się post :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie przedstawiłaś sprawę:) Do wszystkiego trzeba podejść z głową, a do "Ekspertów" życzę cierpliwości.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha uśmiałam się, smiercionosna sól:)
    Jestes dermokonsultantką?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie znam sie na tych wszystkich skladach i wiem, ze tego nie ogarne, ale jesli widze, ze jakis produkt dobrze mi sluzy, nie bede z niego rezygnowac tylko ze wzgledu na to, ze ktos doczepil sie, ze nie jest to w 100% naturalny produkt... Moim zdaniem w Polsce dziewczyny popadaja w lekka paranoje na tym punkcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, to chciałam przekazać :) Trzeba dobierać odpowiednią pielęgnację do swojej skóry i nie powoływać się na inne osoby, którym aktualnie jakiś produkt nie służy :)

      Usuń
  6. "Ekspertów" mamy u nas w każdej dziedzinie wielu;)
    Co do kosmetyków, to przyznam szczerze, że od ponad pięciu lat używam produktów organicznych. Pewnych składników po prostu wolę unikać (po przeczytaniu książki "Antyrak" Davida Schreibera) i po tym czasie mogę śmiało stwierdzić, że służą mi te naturalne specyfiki znacznie bardziej niż używane kiedyś przeze mnie typowo drogeryjne kosmetyki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przeczytałam tej książki :) zapisuję do listy :) Jeżeli taka pielęgnacja Ci odpowiada, to bardzo dobrze :)

      Usuń
  7. Bardzo dobry post, chociaż w pierwszej chwili myślałam, że dowiem się z niego jak właśnie czytać takie składy, jednak temat był troszeczkę inny ;)
    Często zastanawiam się skąd różne "recenzentki" mają taką wiedzę o danym produkcie, składzie. Sama czasami patrzę na składy, ale tak naprawdę nic o nich nie wiem i boję się pisać o nich publicznie na moim blogu. No chyba, że to alkohol i go wyraźnie czuję w tym kosmetyku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteśmy w stanie dokładnie rozczytać składów, ponieważ nie mamy danych procentowych :)

      Usuń